Dawno, dawno temu, będzie ze cztery lata uszyłam 3 worki na cebulę. Po jednym dla mnie, dla mamy i dla mojej siostry. W tzw. międzyczasie 2 worki pojechały do Polski, a trzeci przewalał się u mnie. Szycie worków odbyło się taśmowo, najpierw wyhaftowałam swój, a na jego wzór moja córcia wyhaftowała te dwa, które powędrowały do Polski.
Do przechowywania cebuli – było mi go szkoda,
(bo się pobrudzi). Nieraz trzymałam w nim jabłka, ale właściwie tylko wtedy
wyglądał fajnie, jak był wypakowany po brzegi.
Kiedy nie był wypchany - zapadał się i gubił swoją formę (jak na zdjęciu powyżej).
Poniżej całe trio – w pełnej krasie.
Przy okazji kupna nowej maszyny do szycia
wpadłam na pomysł, żeby podszewkę przepikować z włókniną (przeleciałam lotem
trzmiela, tak było najszybciej). Zawsze powinno to trochę usztywnić całość. Potem
doszłam do wniosku, żeby wykorzystać fiszbiny, które walają się w szufladzie od
kilkunastu lat bezużytecznie. Miałam je wykorzystać do szycia gorsetu, ale….
zmiana planów :O)))
Jak widać na powyższym zdjęciu, w czterech
bokach powszywałam tunele z tasiemki bawełnianej, a w nich przycięte na miarę
fiszbiny. Pomysł okazał się świetny, gdyż pojemnik się usztywnił i wreszcie ma
odpowiednią formę.
Powyżej – lotem trzmiela giganta. Poniżej - dopasowywanie podszewki.
Wór w całej okazałości. Nawet jak pusty, to się
trzyma, dużo się w nim zmieści, myślę, że z 5 kg cebulki na pewno:)
Pomysł z uszmi i dodatkowym usztywnieniem bardzo mi sie spodobał ..no i te kolory jednym słowem super:-)
OdpowiedzUsuńUszy podpatrzyłam w internecie, a usztywnienie samo się o siebie prosiło. Bez tego, kiedy worek stał pusty, po prostu "zapadał" się jak niedokarmiona szkapa ;))
OdpowiedzUsuń